Strona główna / Wspomnienia / Archiwalny wywiad ze Stanisławem Maksymowiczem

Archiwalny wywiad ze Stanisławem Maksymowiczem

01 kwietnia br. zmarł w wieku 88 lat dr Stanisław Maksymowicz, wieloletni wykładowca, twórca i kierow- nik Zakładu Sportów Lotniczych AWF we Wrocła- wiu. Z Uczelnią związany był od 1954 r. To wielka strata również dla Centrum Historii Uczelni, gdyż od ponad dwóch lat umawialiśmy się na spisanie wspo- mnień, których nigdzie dotąd nie opublikował. Dzięki Niemu Centrum Historii otrzymało klisze z setkami fotografii, których nie było w naszych zbiorach. Oprócz slajdów związanych ze sportami lotniczymi, pozyskaliśmy również wiele fotografii z pierwszych lat powstawania Uczelni, głównie pionierów oraz obiektów i sal, jeszcze ze śladami zniszczeń wojennych.

06 maksymowicz

Ze Staszkiem byłam zaprzyjaźniona z racji wspólnych lat przeżytych w Jeleniej Górze, gdzie nawet mieszkaliśmy obok siebie. Wtedy nie mogliśmy się znać, bo gdy w 1951 roku Staszek był już karkonoskim ratownikiem, ja miałam niespełna 3 lata. Znalazłam się tam, po przyjeździe w 1950 r. z rodzicami z Londynu, bo właśnie w Jeleniej Górze osiedlili się rodzice mojego taty, przybyli ze Stanisławowa. Potem okazało się, że ukończyliśmy w Jeleniej Górze to samo Liceum im. St. Żeromskiego; było więc do czego wracać pamięcią.

W tym wspomnieniu nie chciałabym dokonywać prezentacji postaci dra Stanisława Maksymowicza, który bez wątpienia był osobą niezwykle barwną i pozostanie legendą naszej Szkoły; zapewne wiele razy jeszcze o Nim napiszemy. Pragnę przedstawić Jego reminiscencje z początków pracy na Uczelni, w formie wywiadu, którego udzielił dr. Ryszar- dowi Jezierskiemu, będącemu wówczas przewodniczącym Senackiej Komisji Historii AWF.

Wywiad przeprowadzony w Centrum Historii Uczelni w 2004 r. przez dra Ryszarda Jezieskiego z dr. Stanisławem Maksymowiczem

Jesteś Wilniukiem?

Tak, konkretnie pochodzę z Landwarowa, tam żyli rodzice, tam się dorabiali, ojciec między innymi był właścicielem banku. Zasadniczo mieszkaliśmy w Trokach, a wojnę przesiedziałem u babci w Landwarowie.

Jak się znalazłeś na Dolnym Śląsku?

Ojciec zginął na Syberii, a my z matką nie chcieliśmy przyjąć litewskiego obywatelstwa i zdecydowali- śmy się na wyjazd do Polski. Pierwszym etapem był Królewiec, następne już Polska. Brat matki był z zawodu kolejarzem i został mianowany naczelnikiem stacji w Jeleniej Górze, więc ściągnął nas do Jeleniej Góry. Miasto mnie onieśmieliło swoim wyglądem, urbanistyką, tramwajami, położeniem itd. Początkowo mieszkaliśmy w takim pałacyku na Zabobrzu, a później przenieśliśmy się do mieszkania nad piekarnią na ul. Drzymały niedaleko Dworca PKP. My i większość przesiedlonych na Ziemie Zachodnie traktowali- śmy naszą sytuację jako przejściową, nie mając pewności, że pozostajemy tu na trwałe.To poczucie prowizorki długo towarzyszyło ludziom wyrwanym z ich rodzinnych stron. Wielu czekało na kolejną wojnę, na wyzwolenie przez generała Andersa.

Będąc uczniem jeleniogórskiej szkoły zacząłeś się interesować sportem?

W pobliskim Jeżowie zetknąłem się z szybownictwem. Wędrując po Karkonoszach zetknąłem się z ludźmi, którzy zakładali na tamtym terenie PTTK, więc i ja wciągnąłem się w działalność PTTK, gdzie między innymi dorabiałem znakowaniem szlaków turystycznych. Skończyłem pierwszy po wojnie kurs ratowników górskich już w 1951 roku i do dzisiaj jestem najstarszym karkonoskim ratownikiem.

Byłeś wówczas uczniem LO?

Tak uczniem LO im. S. Żeromskiego, gdzie był doskonały polonista przymykający oko na nasze braki wynikające z zaburzenia toku kształcenia w czasie okupacji.

Nie byłeś jedynym, w podobnej sytuacji była większość z tego pokolenia. Po maturze postanowiłeś zdawać do WSWF?

Nie, po maturze chciałem zostać lotnikiem i zdawałem egzamin na Politechnikę we Wrocławiu. Eg- zamin zdałem, zostałem przyjęty, ale gdy pojawiły się cumulusy na błękitnym niebie już byłem w szy- bowcu, a gdy pojawił się śnieg byłem na nartach. Krótko mówiąc miałem za mało czasu na studiowanie, więc wyleciałem z Politechniki.

07 maksymowicz

A jak się znalazłeś na naszej uczelni?

Kiedyś odbywały się zawody narciarskie, w których startowała silna ekipa AZS-u z Wrocławia – J. Naorniakowska-Trojanowska, B. Haczkiewicz, B. Słupik, J. Bański i inni, a ja w tych zawodach zająłem drugie miejsce. Podszedł do mnie mgr Antoni Szymański i zaczął mnie namawiać na przejście do AZS- u i podjęcie studiów na WSWF-ie, obiecując sprzęt sportowy, stypendium itp.

Jednym słowem dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności – startowi na tych a nie innych zawodach – znalazłeś się na uczelni.

Szczerze mówiąc przede wszystkim ze względów materialnych, aby mieć zapewniony byt we Wrocławiu.

Egzamin wstępny zdawałeś?

Oczywiście, ale przyjęcie na uczelnię zawdzięczam Antoniemu Szymańskiemu, który zabiegał o stwo- rzenie silnej sekcji narciarskiej AZS. Pomocnikiem Szymańskiego był B. Haczkiewicz, który później prze- jął sekcję po „Szefie”.

Lotnik, narciarz, a także motocyklista rajdowy, a asystentem zostałeś w Zakładzie Gimna- styki u prof. M. Weinerta.

Bo gdzie indziej nie było etatu.

Chyba nie tylko to, bo i z gimnastyki nie byłeś zły.

Pamiętasz, że w czasie studiów zmuszano nas do zdobywania minimum trzeciej klasy sportowej i ja się do tego przyłożyłem. Poza tym uważałem, że gimnastyka jest kluczem do sprawności w innych sportach.

Na naszym roczniku było kilku lepszych od nas gimnastyków, choćby Staszek Moczul, Jasiu Wróbel, a na asystenturze została nas trójka – Ty, ja i Bronek Pokrzycki (Parszywka). Po kilku latach u Maksymowicza wzięła górę żyłka lotnika i tym się zająłeś opuszczając Zakład Gimnastyki.

Miałem swoje pięć minut. Sporty lotnicze, ze względów obronnych, były mocno popierane. Spadochroniarze chcieli wejść na Olimpiadę itd., to wszystko tworzyło sprzyjający klimat otwarcia na naszej uczelni specjalizacji. Wprzęgnąłem się więc w ten kierat, który kręcił się przez 27 lat i to z bardzo dobrymi efektami w wielu sportach lotniczych.

Ale zaczęło się od węższej specjalizacji?

Zaczęło się od tego, że chciano aby sporty lotnicze przynosiły medale na mistrzostwach Europy, Świata i Olimpiadach. Wpierw było spadochroniarstwo i tu głównie wojsko czyniło starania, aby ówcze- sny rektor prof. Niżankowski zgodził się powołać tego rodzaju specjalizację.

Nie była to od razu samodzielna jednostka dydaktyczna?

Początkowo nie, ale jak spadochroniarze zaczęli wygrywać, zdobywać medale, to powstał samodzielny Zakład Spadochroniarstwa. Po dwóch latach doszła specjalizacja z szybownictwa, a następnie samoloty silnikowe. Na koniec weszło jeszcze modelarstwo. Cały czas trzymałem się praktyki, dużo szkoleń, obo- zów, bo było gdzie i na czym ćwiczyć. Broniłem się przed powołaniem na uczelni Aeroklubu, lecz pod- pisałem porozumienie z Aeroklubem Polskim, w którym Aeroklub gwarantował sprzęt i środki na szkolenie. Mieliśmy podpisane umowy z Aeroklubami we Wrocławiu, w Krośnie i innymi w całej Polsce. Uczestnicy specjalizacji mieli więc gdzie praktykować, zapoznawać się ze sprawami organizacyjnymi, sys- temami szkolenia itd. Nie kończyło się tylko na ośrodkach krajowych, ale bywaliśmy także w ośrodkach zagranicznych np. w Austrii.

08 maksymowicz

Apogeum rozwoju specjalizacji to była połowa lat 70-tych. Na roczniku, który kończył studia 30 lat temu, była bardzo liczna specjalizacja sportów lotniczych, w tym mistrzowie Europy i Świata.

Były wówczas też duże możliwości finansowania sportu lotniczego. Dzisiaj mam dwa spadochrony na krzyż, a koszty szkolenia muszą pokrywać sami studenci.

Ty sam długo startowałeś w sportach lotniczych. Przypomnijmy także o startach w „Rajdzie Pilotów i Dziennikarzy” wraz z Andrzejem Waligórskim.

Była to impreza na wysokim poziomie sportowym i organizacyjnym, na którą zgłaszali się zarówno świetni piloci, jak i znakomici dziennikarze. Odbyło się 13-cie rajdów, z tego 4 ja wygrałem. Warto przy- pomnieć, że o zwycięstwie decydowała precyzja nawigacyjna pilota i błyskotliwe pióro dziennikarza.

Dla mnie RPiDz to była ogromna frajda, a współpracą z Waligórskim tylko mogę się szczycić. Przez dwa tygodnie byliśmy z sobą prawie non-stop. Waligórski uznawał we mnie fachowca, a ja miałem za partnera wybitnego dziennikarza, satyryka i pisarza. Pragnę zaznaczyć, że pierwszy rajd, który wygrałem, odbyłem z Edkiem Barbarowiczem, niezmiernie płodnym dziennikarzem, potrafiącym w jednym dniu napisać i wysłać do gazet kilka artykułów. W tym co pisał więcej było fantazji niż rzetelnych relacji.

Kto Ciebie skontaktował z Andrzejem Waligórskim?

Waligórski przyszedł do mnie z prośbą czy nie mógłby spróbować polatać. Po prostu chciał się spraw- dzić jak będzie znosił lot na samolocie sportowym. Spodobało mu się i tak zaczęliśmy razem latać.

Przyciągnąłeś również Waligóraskiego do Olejnicy, gdzie przez kilka sezonów pływał na swojej „Omedze”.

Faktycznie, Waligórski, Kaczmarek i inni z „Elity” – Studia 202- przyjeżdżali do Olejnicy, a Waligórski chętnie spotykał się ze studentami, a były to lata politycznie gorące i na tych spotkaniach mocno „iskrzyło”. Waligórski z Kaczmarkiem są autorami tekstu chrztu adeptów żeglarstwa na Neptunalia, na melodię „A vivat Espania”.

Ale wróćmy do ciebie i do lotnictwa. Startowałeś także w zawodach „Paraski”, czyli skoki spadochronowe i jazda na nartach. W Austrii na takich zawodach miałeś bardzo poważny wypadek z urazem kręgosłupa.

Kraje zachodnie wpadły na pomysł, aby w sezonie ogórkowym promować znane miejscowości tury- styczne. Zwrócono się z tym do FAI (przez 5 lat byłem polskim przedstawicielem w FAI). Przyjęto koncepcję organizowania dwuboju – skoki ze spadochronem i zjazd narciarski. Zorganizowano kilka takich imprez w Austrii, Szwajcarii, we Włoszech, we Francji.

Jak wypadaliście na tych zawodach?

W skokach spadochronowych byliśmy bardzo dobrzy, ale w zjazdach nie mieliśmy żadnych szans w konfrontacji ze znakomitymi alpejczykami.

Rozumiem, że jednego dnia przeprowadzano skoki spadochronowe, a drugiego zjazd narciarski?

Cała impreza trwała kilka dni. Zawody były pretekstem do towarzyskich spotkań. Mieszkało się w eleganckich pensjonatach, były przyjęcia, spotkania, a przy okazji i zawody, które oficjalnie nazywano „Pucharem Świata”. Nasza ekipa była jedyną z „demoludów”, dopuszczona do startu za wręcz symbolicznymi opłatami. Byliśmy biedni, przyjeżdżaliśmy tam jakąś starą „Nysą”, walcząc wcześniej o otrzyma- nie paszportów, przydziału paliwa itd. Długo można opowiadać jakie mieliśmy przejścia między innymi ze stale nawalającą „Nysą” i wieloma innymi sprawami. Spotkaliśmy kiedyś Polaka zamieszkałego  w Szwajcarii, który nam bardzo pomagał, służył własnym transportem, wspierał finansowo.

Pięknie opowiadasz, tematów masz na niejeden wywiad, nie wspomnieliśmy na przykład o Twoich lotach w agrolotnictwie i to nie tylko w kraju, ale i za granicą, jednakże krótko mówiąc wraz z Twoim przejściem na emeryturę praktycznie przestała funkcjonować specjalizacja.

Tak się złożyło, że jak nastąpiły zmiany ustrojowe, przestały funkcjonować mechanizmy, na których to wszystko się opierało. Uczelnia została osamotniona i jeżeliby miała prowadzić nadal specjalizację lotniczą, to na koszt własny i studentów. A kogo dziś na to stać? Aerokluby podupadły, wojsko nie ma na nic pieniędzy, więc nie ma kto tego finansować. Trudno też znaleźć następcę, który chciałby za te wręcz symboliczne pieniądze prowadzić specjalizację. Przecież nasi wychowankowie zarabiają duże pie- niądze, większość w tysiącach dolarów czy euro pracując za granicą. Dlatego będąc zatrudnionym na skromnym półetacie prowadzę równie skromną specjalizację z paralotni. Dobrze wiesz ile muszę się koło tego nachodzić jako wykładowca, instruktor, magazynier, kierowca i Bóg wie co tam jeszcze.

Dostałem od Ciebie interesujące materiały dokumentujące obchody 100-lecia lotnictwa i widzę, że Twój wkład jest tu bardzo duży.

Trochę się przy tym napracowałem, a efekty masz w ręce.

Bardzo Ci dziękuję za wywiad i życzę obyś jak najdłużej krzewił tę ukochaną dziedzinę sportową, no i „wysokich lotów”.

 Wywiad został opublikowany we Wspomnieniach Absolwentów SWF-WSWF-AWF we Wrocławiu pod red. R. Jezierskiego i A. Kaczyńskiego, Nasza Słoneczna Uczelnia, 2006.

Opracowała: Elżbieta Radziwon
Centrum Historii Uczelni

Strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celu niezbędnym do prawidłowego działania serwisu, dostosowania strony do indywidualnych preferencji użytkownika oraz statystyk. Wyłączenie zapisywania plików cookies jest możliwe w ustawieniach każdej przeglądarki internetowej, dzięki czemu nie będą zapisywane żadne informacje. Polityka prywatności

Scroll to Top